- Hm, Co?
- Wychodzę.
- Dokąd? - Spytała Ash.
- A, nooo, ja myślę, że po...
- No powiedz wreszcie!
- BUŁKI!
- BUŁKI!? - Krzyknęła zdziwiona blondynka.
- No na kolację, trzeba coś zjeść. - Odparła Kat.
- Mamy przecież chleb. - Powiedziała Ashlee. - Nie wystarczy?
- Ja chcę bułki! Chrupiące.
- To idź że po te bułki a nie gadasz mi o tym przez pół godziny jakbyś bez pozwolenia nie mogła pójść. Tylko uważaj na siebie!
- No dobrze, już dobrze. Lecę. - Odpowiedziała szatynka.
Katie wyszła z domu, ale nie miała zamiaru iść po bułki.
Udała się to domu w którym działy się straszne rzeczy, bała się, ale wiedziała, że musi coś znaleźć na Patricka.
Szukała czegoś w tym syfie, nie znalazła. Nagle usłyszała dźwięk nadjeżdżającego samochodu, więc szybka uciekła tylnym wyjściem.
Był to Patrick.
Szatynka schowała się za pudłami (bez skojarzeń).
Kiedy zobaczyła, że Patrick wchodzi do domu szybka wybiegła z ukrycia.
Ale Patrick zobaczył, że ktoś był w tym domu.
Katie sprawdziła za ścianą, czy nikogo aby na pewno nie ma.
Niestety był ktoś...
Katie powiedziała tylko jedno: łatefak.
Patrick chwycił Katie tak, że nie mogła się wydostać. Krzyczała, ale nikt jej nie słyszał...
Ashlee niesamowicie płakała.
- Jay, Katie nie ma już dwa dni. Coś jej się stało! - Łkała.
- Uspokój się, proszę. Na pewno nic jej nie jest.
- Ale to pewnie ten idiota ją dopadł, po co ona poszła po te cholerne bułki!?
- Proszę uspokój się, pójdziemy na policję. Nic jej nie będzie. - Pocieszał Jay.
- AAAAAAAAAAŁŁŁ! - Krzyczała Ash.
- Jezusie, skarbie co ci jest? AAA! - Panikował chłopak.
- Jajjajajajaja, chyba rodzę.
- COOOOOO!? Szybko zawiozę cię do szpitala. - Odparł przeraźliwym głosem.
- I jak się czujesz? - Zapytał Jay.
- Nawet, nawet. - Odparła. - Byłeś na policji?
- Nie, kiedy niby? Byłem przy tobie.
- Proszę idź! Nie zwlekaj. - Powiedziała Ashlee.
- Ale najpierw muszę zobaczyć moje dziecko. - Uśmiechnął się.
- Proszę leży w łóżeczku, tylko ostrożnie!
- Jejku, on jest taki malutki... Jak go nazwiemy?
- Alex.
- Tak, śliczne imię. Mały Alex.
- Tylko go nie upuść!
- No przestań, nie upuszczę! - Odparł Jay.
- Daj mi go lepiej.
- Jak tam chcesz.
- Minął miesiąc. Katie nadal nie ma. FUCK! - Powiedziała Ashlee.
- Kotku, nie zamartwiaj się. Na pewno wróci, wiem to.
- Eh, ta policja nic nie robi. Szybciej sami byśmy ją znaleźli!
- Może tak, może nie. Znajdzie się, musi!
- Wiem, że musi! - Łkała blondynka.
- Ja wychodzę a ty tu siedź cicho, jeżeli coś zrobisz głupiego znajdę cię i zabiję. - Oznajmił Patrick.
- YHHH. - Katie nic nie chciała mówić. Po wyjściu Patricka wzięła telefon, który schowała wcześniej zanim on znalazł go u niej.
- Halo? Policja?! Nazywam się Katie Cruisie i jestem przetrzymywana na przeciwko lasu na ulicy leśnej, w zniszczonej chacie. Proszę, pomóżcie mi!
- Przyjedziemy jak najszybciej, proszę się nie martwić! - Odpowiedział głos w słuchawce.
Kilka minut później była już policja.
- Czy on jest teraz w domu?
- No oczywiście, że nie, ale w każdej chwili może być!
- Dobrze, obstawimy budynek a ja panią zabiorę na komendę. - Odparła policjantka.
- Więc jak on panią złapał? Jak to wszystko się zaczęło? - Spytał komisarz.
- A więc długa historia... Kiedyś byliśmy parą, ale się rozstaliśmy, no i się zaczęło...
- Proszę mówić dalej.
- Ale wstydzę się.
- Nie ma czego, złapiemy go. Nic pani nie będzie.
- Więc... - I tu zaczęła opowiadać o wszystkim.
- Zgłosiła to pani na policję?
- Niektóre tak, miałam niby ochronę, ale tak mnie porwali dawniej, to wszystko takie dziwne.
Nocą Ash wstała aby czegoś się napić i nieźle się przestraszyła.
Katie smacznie spała na kanapie w salonie.
Oczywiście Ashlee obudziła ją i się na nią rzuciła.
A jakaś dziwna ta NG. Grrrrr. Byłam swego czasu na 46 miejscu, nie wiem na którym teraz ale spadłam.
Zadawajcie pytanie mi na moim
odpowie.
xoxo